Diabli wiedzą kiedy ta moda wypłynęła, ale mam wrażenie, że po premierze "Zmierzchu" mocno przybrała na sile. Wcześniej oczywiście takie wątki też się przewijały, ale jeśli już jakaś saga czy też serial podejmowały problematykę skomplikowanej miłości, to prędzej fundowały widzom coś w stylu "każdy z każdym" - bohaterowie zmieniali partnerów niczym rękawiczki i zauważyć to można było tak samo w "Dynastii" jak i w "Grey's Anatomy". Okrzyków i obozów kibicujących poszczególnym parom było jednak mniej, a zatem i mniej hałasu towarzyszyło także samej serii.
Schemat 1 + 2 przewinął się też przez "LOST" (Kate, Jack, Sawyer), na dużym ekranie dramat uczuciowy obserwujemy w miarę na bieżąco w "Igrzyskach Śmierci" (Katniss, Peeta, Gale), wepchnięto go na siłę do pierwszego sezonu "The Following" (już nawet nie pamiętam imion tej radosnej gromadki, choć tutaj akurat bardziej skupiono się na aktach fizycznych niż emocjach), a ostatnio możemy też oglądać go regularnie w serii "Reign" (Maria, Franciszek, Sebastian).
Sebastian, Franciszek i królowa Maria z "Reign" |
Nie wiem czy moda przenoszenia trójkątów na srebrny ekran to efekt ich świetnej sprzedaży w kinie (rozkrzyczane nastolatki, mdlejące na widok Edwarda i Jacoba zrobiły swoje) czy też jest to dzieło przypadku, ale zaczyna się tego robić jakoś wyjątkowo dużo. Jak to przekłada się na oglądalność seriali? Nie mam pojęcia. Ale jeśli w kolejnych seriach/sezonach scenarzyści zaczną stawiać na tego typu komplikacje, to uznam, że coś chyba jest na rzeczy ;)