Już teraz wiem, że recenzja "The Walking Dead" pojawi się z pewnym opóźnieniem, skomplikowały się bowiem nieco występy gościnne, niezbędne mi absolutnie do szczęścia. Dodatkowo muszę oderwać wreszcie myśli od tematów przygnębiających, w tym samobójczej śmierci JewWario, która poruszyła mną solidnie (a ostatnio obejrzane 3 filmy raczyły mnie tematyką tożsamą i mam tego jakby dosyć).
W związku z powyższym, a także wbrew nastrojowi i sytuacji, wypuszczę w przyszłym tygodniu (a przynajmniej zrobię co w mojej mocy, żeby się w tym terminie wyrobić), pierwszy odcinek zupełnie nowej serii:
Omawiać w niej będę seriale (a jakże), przy oglądaniu których zwyczajnie poległam i dałam sobie tzw. siana, postanawiając że mam dość i nigdy do nich nie wrócę. Takich tytułów jest sporo, przy niektórych wysiadłam nawet wcześniej, obejrzenie 2 epizodów było katorgą stulecia i na myśl, że miałabym obejrzeć całość (dajmy na to 2 sezony), by powiedzieć "Matko, co za syf", stoi w sprzeczności nie tylko z moją naturą, notorycznym brakiem czasu, ale i zdrowym rozsądkiem. Pięć odcinków (średnio 4 godziny) jestem w stanie przecierpieć, więcej - wykluczone, groziłoby mi eksplozją. Listę takich koszmarków posiadam, aktualny stan ducha wymaga ode mnie wyrzucenia z siebie emocji, więc z rozkoszą będę piętnować tytuły, których emisja w telewizji była, w mojej ocenie, potworną pomyłką.
A zatem trzymajcie serdeczne (kciuki są ponoć zdradliwe ;P), by najbliższe dni były względnie spokojne i umożliwiły mi nagranie, montaż i publikację pierwszego odcinka ;)
Swoją opinią na temat "Sali Samobójców" (do obejrzenia ciut niżej) narobiłam na swoim kanale niezłego zamieszania, zaś pod filmikiem zawierającym ową opinię, zaroiło się od komentarzy. Co cieszy, doszło też do merytorycznych dyskusji, zaprezentowane zostały różne punkty widzenia i odbioru "Sali", a także - wskazane filmy o podobnej tematyce (i, jak mówiono, o niebo lepszej realizacji). Moją uwagę zwrócił jednak szczególnie jeden komentarz - napisano w nim, że "Sala Samobójców" to nic innego niż zwykła zrzynka z wyprodukowanego rok wcześniej brytyjskiego "Chatroomu".
Mówiąc subtelnie, nie jestem fanką plagiatów, nie znoszę też przenoszenia zachodnich hitów na polski rynek, więc myśl że "Sala" to kolejny przykład "I kto tu rządzi?" (na marginesie, amerykański pierwowzór był kapitalny) poczułam niesmak. Czyżbym broniła filmu, który jest wyłącznie kalką czegoś znacznie lepszego?
Zasiadłam więc do oglądania "Chatroomu", by wyrobić sobie własną opinię i... im dłużej ten film oglądałam, tym szerzej otwierałam oczy ze zdziwienia, bo poza kilkoma motywami (o których za chwilę), nie doszukałam się w nim żadnych scen na żywca przeniesionych do "Sali Samobójców". Podzieliłam się tą opinią na swoim FanPage'u, gdzie jak grom z jasnego nieba spadła na mnie kolejna informacja: że to nie z "Chatroomu" ściągała "Sala", lecz z francuskiego "L'autre monde". Pociemniało mi w oczach, zagryzłam zęby i obejrzałam zatem kolejny hit 2010. I znów - poza dwoma motywami, ten film nie ma nic wspólnego z "Salą Samobójców"! Postaram się wyłożyć sprawę w miarę jasno, bezczelnie jadąc po fabule każdego z tytułów, więc ostrzegam - będą spoilery i, niestety, uproszczenia (ale bez nich stworzyłabym tu pracę doktorską, a nie o to chodzi).
Zacznijmy od źródła zamieszania, a zatem od "Sali". I sprawdźmy co możemy powiedzieć o tym filmie, skupiając się wyłącznie na faktach (i nie bawiąc się w żadną interpretację):
1. Głównym bohaterem filmu jest maturzysta Dominik;
2. Dominik jest synem dzianych rodziców, robiących oszałamiające kariery;
3. Przedstawiona nam zostaje zepsuta, polska młodzież (studniówka się kłania);
4. Dominik zalicza "wpadkę" na judo, w wyniku której staje się pośmiewiskiem szkoły i obiektem żartów w Internecie;
5. Dominik trafia w sieci na Sylwię, która zaprasza go do wirtualnego świata - w nim znajduje się m.in. Sala Samobójców ("urocze" miejsce, w którym nastolatki oglądają autentyczne filmy prezentujące odbieranie sobie życia);
6. Dominik trafia do psychiatryka po tym, jak zamknął się na 10 dni w pokoju i podciął sobie żyły, następnie rodzice załatwiają mu leki antydepresyjne;
7. Dominik leków nie przejmuje, nie podchodzi do matury, co powoduje niezręczną atmosferę na spotkaniach rodziców bohatera z innymi "dzianymi" osobami z ich światka;
8. Dominik postanawia przemycić leki Sylwii, która marzy o samobójstwie, jednak zanim dziewczyna zjawia się w umówionym miejscu, chłopak sam połyka prochy;
9. Dominik umiera, Sylwia przeżywa, rodzice dalej chadzają do opery.
KONIEC
Kilka rzeczy, dość istotnych - Sylwia i Dominik rozmawiają o samobójstwie, ale nikt tu nikogo nie namawia do odebrania sobie życia. Wręcz odwrotnie, to Dominik mówi Sylwii, że warto jest żyć. Ich wirtualna znajomość, co również należałoby podkreślić, trwa kilka miesięcy (zważywszy, że zaczęła się wkrótce po studniówce, a zakończyła po egzaminach maturalnych, do których Dominik nie podszedł).
"Chatroom" - również w punktach pozwolę sobie wymienić, co jest grane w filmie, choć tu trochę ciężko będzie z operowaniem tym, co wiemy na pewno:
1. Głównym bohaterem jest William, nastolatek (taki bardziej już wyrośnięty), haker stulecia;
2. W chwili, gdy go poznajemy, kończy odbywać sesje z psychiatrą;
3. Mama Williama jest poczytną pisarką;
4. William tworzy pokój na czacie i zaprasza do niego czwórkę przypadkowych nastolatków;
5. Każda osoba z ww. czwórki ma jakiś problem. Jedno dziewczę czuje, że rodzice nie zwracają na nią uwagi, drugie dziewczę zazdrości koleżance fuchy modelki, czarnoskóry chłopak (lat 17) podkochuje się w jedenastoletniej siostrze kumpla, zaś czwarty młodziak od dzieciństwa przyjmuje leki przeciwdepresyjne, ponieważ nie może dojść do siebie po tym, jak w wieku lat 7 ojciec zostawił go w ZOO i zniknął z horyzontu;
6. Williama kręcą samobójstwa - ogląda je w sieci, ku niezadowoleniu rodziny;
7. William manipuluje czwórką nastolatków, która słucha go jak wyroczni i wciela w życie każdy jego pomysł;
8. Na "finał" William planuje przekonanie Jimmy'ego (tego od ZOO), by strzelił sobie w głowę i dostarcza mu broń;
9. Pozostała trójka postanawia zapobiec nieszczęściu, ratuje Jimmy'ego, przyparty do muru przez policję William skacze pod pociąg.
KONIEC
Poza faktem, że w filmie pojawia się motyw oglądania w sieci samobójstw, a głównymi bohaterami są młodzi ludzie, nie ma tu żadnych podobieństw do "Sali". Główny bohater nie jest zagubionym nastolatkiem, ale psychopatą, który z pełną świadomością i determinacją przekonuje ludzi do tego, by zniszczyli sobie życie. Fakt, że w kilkanaście minut jest w stanie namówić nieznajomego chłopaka do spuszczenia w toalecie leków przeciwdepresyjnych, a obcą dziewczynę do aktów wandalizmu i wysmarowania na szybie samochodu swojej matki hasła "SUKA", pozostawiam bez komentarza.
"L'autre monde" - no to jedziemy ze streszczeniem, przy czym tutaj wtrętów parę będzie, bo ciężko pewne rzeczy sprecyzować na 100%:
1. Głównym bohaterem filmu jest Gaspard, którego rodzice wyjechali na wakacje zostawiając mu wolną chatę. Ponieważ facet nie pracuje, ma chyba lat kilkanaście, no może nieco więcej, jeśli jest studentem. Trudno wyczuć, bo koleś odgrywający tę rolę, wygląda na solidne 25;
2. Gaspard spotyka się z Marion, z całą pewnością nastolatką (na oko dziewczę ma lat... 16?);
3. Dwójka bohaterów przyjaźni się z dwoma typami, w wieku również nieokreślonym (coś pomiędzy Gaspardem i Marion, dajmy im 20);
4. Marion i Gaspard znajdują zagubiony telefon i po odczytaniu w nim wiadomości, namierzają właścicielkę. Nie oddają jej zguby, za to zaczynają śledzić ją i jej towarzysza;
5. W wyniku powyższego stają się świadkami próby samobójczej ww. pary i ratują życie nieznajomej (dla faceta było już za późno);
6. Gaspard dowiaduje się, że owa piękna nieznajoma ma swoje alterego w grze komputerowej;
7. W wyniku niezwykłego zrządzenia losu, kumple Gasparda pojawiają się w domu, w którym przebywa również Audrey - blond piękność, której główny bohater ocalił życie;
8. Gaspard kupuje grę, tworzy własne alterego i w "zakazanej lokacji" o nazwie "Heaven" odnajduje Audrey, nie zdradzając jednak własnej tożsamości;
9. Podczas kilku spotkań w grze, bohaterowie rozmawiają o samobójstwach, a Audrey podkreśla, że jej zdaniem jest to sposób na dostanie się do lepszego świata, takiego jak "Czyściec", do którego na określony czas trafiają postacie z gry (o ile przytrafił im się zgon);
10. ... no dobra, tu następuje ciekawy zwrot akcji, ale dzieje się to na 10 minut przed końcem filmu i na dobrą sprawę w żaden sposób nie sprawia, by pomiędzy "L'autre monde" a "Salą Samobójców" można było postawić znak równości.
A co te dwa filmy mają ze sobą wspólnego? Ano grę, w której przesiadują bohaterowie i postać dziewczyny zafascynowanej samobójstwami. Te dwa elementy rzeczywiście są istotne w obu filmach, ale to imo za mało, by powiedzieć, że jeden kopiuje drugi.
Zatem podsumowując:
W "Sali" mamy rozdartego wewnętrznie nastolatka, upokorzonego przez rówieśników, wściekłego na cały świat, którego rodzice mają w głębokim poważaniu i traktują jak przedmiot w swojej kolekcji. Niedojrzały, sfrustrowany Dominik, trafia w sieci na Sylwię, która daje mu poczucie bliskości i zrozumienia. Ich znajomość trwa kilka miesięcy.
W "Chatroomie" mamy psychopatę o bliżej nieokreślonych problemach z przeszłości, który manipuluje innymi, włamuje się do ich komputerów i miesza zarówno w nich, jak i w głowach właścicieli owych zabawek. Do zrujnowania życia innym Williamowi wystarcza góra parę spotkań na czacie (a wszystkie wydarzenia w filmie następują na przestrzeni, jak sądzę, kilku dni - ramy czasowe są słabo zarysowane).
W "L'autre monde" mamy niezdecydowanego kolesia, który ulega urokowi Audrey i daje się jej wciągnąć w grę, która rozgrywa się równolegle w świecie wirtualnym i rzeczywistym. Również i tutaj akcja rozgrywa się na przestrzeni... może dwóch tygodni.
Choć wszystkie trzy filmy mają elementy wspólne, to jednak są od siebie kompletnie odmienne. Zupełnie inaczej nakreśleni bohaterowie, inne problemy z jakimi się zmagają, nawet sam motyw samobójstwa w każdym z nich przedstawiany jest inaczej (w "L'autre monde" poznajemy jego znaczenie w ostatnich 10 minutach). Owszem, można stwierdzić, że twórcy "Sali Samobójców" zainspirowali się tymi filmami (głównie motywem "Heaven" z "L'autre monde"), ale mówienie, że to zrzynka z któregokolwiek z nich, to już gruba przesada...