sobota, 20 grudnia 2014

Reign - solidne history-fiction

O "Reign" wspominałam już przy paru okazjach. Ochrzczony na polski jako "Nastoletnia Maria Stuart" (westchnienie...), jest serialem opowiadającym historię tytułowej Marii, wysłanej na dwór królowej Katarzyny Medycejskiej i króla Henryka II. Tam, młoda Maria - królowa Szkocji - poślubiona ma zostać Franciszkowi, pretendentowi do tronu Francji, synowi wspomnianej wyżej pary.

Maria Stuart z Reign
Oficjalny plakat "Reign" ukazujący Marię Stuart, królową Szkocji

O ile nie przepadam za filmami kostiumowymi, o tyle "Reign" mnie zauroczył. Z pewnością miało na to wpływ moje zamiłowanie do historii i weryfikowanie na ile scenarzyści pozostali wierni prawdzie, a na ile puścili wodze fantazji. W przypadku tego serialu, mamy jednak bardziej fiction niż history. Z pewnością ten zabieg miał na celu zebranie przed ekranami większej ilości Widzów, nic się w końcu tak dobrze nie sprzedaje jak trójkąty miłosne (o czym wspomniałam już kiedyś we wpisie z początku roku). Dzięki scenarzystom dostajemy zatem Sebastiana, nieślubnego syna Henryka i jego kochanki Diany (która istotnie była miłością życia Henryka II Walezjusza, choć nigdy nie obdarzyła go potomkiem). Sebastian i Franciszek początkowo zabiegają o względy Marii, ale mylą się Ci, którzy uważają, że serial ten to przeciętna telenowela prezentująca losy XVI wiecznych władców.

Pierwszy sezon przepełniony jest intrygami politycznymi, wizjami Nostradamusa, którego Katarzyna słucha jak wyroczni (faktem jest, że przebywał on na jej dworze), dramatycznymi decyzjami związanymi z tuszowaniem rozmaitego typu skandali (trup ściele się gęsto, to trzeba przyznać), a także wątkami religijnymi (kościół katolicki vs wierzenia pogańskie). 

Sympatyczne postaci i genialne kreacje głównych bohaterów sprawiają, że po pierwszy sezon "Reign" naprawdę warto sięgnąć. I nie tylko po pierwszy - z radością łapię się dziś za sezon drugi (i, miejmy nadzieję, nie ostatni). Dodatkowe smaczki dla miłośników historii (rozróżnianie prawdy od fikcji) podnoszą adrenalinę (przynajmniej u mnie), a scenariusz, reżyseria i świetna muzyka sprawiają, że to jedna z najlepszych produkcji HBO, jakie dane mi było obejrzeć. Zatem jeśli nie wiecie za co złapać się w święta (choć na ten temat przygotowuję osobny odcinek na YT ;P), sięgnijcie po "Reign". Kto wie, może i Was wciągną intrygi na dworze Katarzyny Medycejskiej? ;)

2 komentarze:

  1. O, ale fajnie. Zaczęłam tego bloga śledzić jakieś dwa miesiące temu i wreszcie nowy wpis XD. Tylko czemu taki krótki?

    Jak w przypadku "666 Park Avenue", widziałam reklamy i sprawiły one, że serial wydał mi się taki sobie... W ogóle jakoś tak średnio podchodzę do seriali historical fiction (*ale "Outlandera" to ogląda i jeszcze jara się nawiązaniami do szkockiej historii...*)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie znałam tej pozycji (a lubię filmy kostiumowe i historyczne zarazem) zabieram się za I sezon.

    OdpowiedzUsuń