Opinie na temat ostatniego epizodu wspomnianej wyżej serii, przelewały się przez mojego "walla" na Facebooku i przewijały wśród pytań padających na Ask.fm. Zaintrygowana szumem, postanowiłam nadrobić zaległości i w kilka dni obejrzeć brakujące mi do szczęścia(?) odcinki.
I teraz uwaga, bo poniżej przemyślenia, mocno trącące spoilerami:
1. Bodaj cały ostatni sezon budowany był pod wielkie wydarzenie, czyli ślub Barney'a i Robin. Przy czym rozwodowi ww. pary poświęcono jeden odcinek, a właściwie - może z pięć minut owego odcinka. Wówczas poczułam niesmak, bo jak rany... serio? To właśnie po to tworzono to napięcie trwające dwadzieścia ileś epów?
2. To, że związek Teda z "Matką Teresą" (nie pomnę jej imienia, co już nieźle świadczy o serii) zakończy się katastrofą, węszyłam od jakiegoś czasu. Obstawiałam rozwód lub zgon matki. No i proszę...
3. Barney czułym ojcem? Zgoda, ale na litość, czy nie zasłużyliśmy choć na imię kobitki, która urodziła to cudo? Do końca życia mamy zachować ją w pamięci jako "31"? To nie "House"!
4. Stara miłość nie rdzewieje, czyli Ted i Robin. No i okej, niechże tak będzie, ale w tym momencie więcej sensu miałoby nazwanie serii "Ciekawe przypadki z życia Teda Mosbey'ego - architekta" lub "Czego nie widzieliście o waszym ojcu?".
5. Osiem lat czekania na "Matkę Teresę" i finał taki dość mało ją upamiętniający... Wręcz kładący na niej krzyżyk, bo i tak zawsze "gdzieś tam" ważniejsza była Robin. "Matka Teresa" miała pojawić się, rozwiązać bieżące problemy, urodzić dzieci i zrobić miejsce dla pary z pierwszego epizodu serii.
Cóż można rzec... no w sumie - życie. Bywa wredne, przewrotne, nieprzewidywalne i pokazuje, że zacząć może się na dobre grubo po czterdziestce (co mnie osobiście cieszy, jeszcze mi trochę do tego poziomu brakuje). Z drugiej strony jest ten niesmak (patrz punkt 1 i 5), bo chyba my - Widzowie - zasługiwaliśmy na coś więcej.
Ogólne wrażenie? Widywałam gorsze finały, ale i o niebo lepsze (choćby "Przyjaciół"). Serial w dalszym ciągu uważam za jedną z najciekawszą produkcji ostatnich lat, ale przerażają mnie krążące plotki o spinn-offie tego cuda. "Jak poznałam Waszego ojca?" może być już nie do przetrzymania.
Spin Off na razie szuka domu, a czy go znajdzie w jakieś stacji to nie wiadomo. CBS go nie chce w każdym razie.
OdpowiedzUsuńCo do zakończenia.... :-(
Zbyt fajnie napisali postać matki, fajna aktorka dobrana i smutek po śmierci matki trwał u mnie kilka dni (po Spike'u Spiegel drugi raz w życiu mi było smutno po śmierci fikcyjnej postaci - sic! to w końcu był sitcom...).
Tak cała reszta, że się zszedł z Robin i że dzieciaki nie mają nic przeciwko, że Barney się ustatkował, że to i siamto dla mnie jest zrozumiałe choć głupio że wszystko upchnęli w jeden odcinek. Właściwie to w sam koniec odcinka i to moim zdaniem największy ból finału HIMYM. Nim zdążysz przetrawić info: Matka nie żyje, on już leci do Robin. Z naszej perspektywy to było kilka minut epka. U Teda zaś to było kilka lat.
Wyciekło wczoraj alternatywne zakończenie. I szczerze... Takie być powinno...
OdpowiedzUsuń